Oddział Partyzancki "Topora" 1943-1945
AKCJA KRYPTONIM "MOSTY"



Poniżej przedstawiam sprostowanie por. Józefa Toczka dowódcy Oddziału Partyzanckiego "Topora" dotyczące akcji ratowania zapory w Rożnowie i mostu na Dunajcu w Kurowie. Jest to fragment opracowania,które Józef Toczek "Topór" wysłał w 1978 r do Wojskowego Instytutu Historycznego. Dokument został udostępniony dzięki przychylności rodziny Józefa Toczka, a w szczególności jego syna Wiktora Toczka.
Treść sprostowania nie była dotąd nigdzie publikowana. Mam nadzieję, że publikacja tego dokumentu przyczyni się do przywrócenia prawdy o przebiegu akcji ratowania zapory i mostu w Kurowie.
Niestety przez długie lata powstało wiele fałszywych wersji, które próbowały odebrać zółnierzom AK należne im zasługi w uratowaniu w/w obiektów. Uważam, że opublikowanie dokumentu spisanego przez dowódcę OP "Topora" chociaż mocno spóźnione spowoduje, że wysiłek i powięcenie żołnierzy AK zostanie wreszcie sprawiedliwie ocenione.


Tomasz Kosecki

CHWAŁA BOHATEROM!!!





Tarnów, grudzień 1978 r

Józef Toczek

Wojskowy Instytut Historyczny
Przy Ministerstwie Obrony Narodowej
Warszawa - Rembertów

Dotyczy: sprostowania publikacji na temat ratowania zapory wodnej w Rożnowie

Na łamach prasy codziennej i periodycznej pojawiają się artykuły i relacje na temat działalności podziemnych organizacji na ziemiach polskich w okresie hitlerowskiej okupacji.
Źródłem wielu z nich są wspomnienia i informacje członków ruchu oporu, nie zawsze uczestniczących w opisywanych akcjach.
Ponadto czas zaciera w pamięci ludzkiej wiele szczegółów, a nawet wydarzeń z dawnych lat, a osobowość i charaktery ludzkie kształtują się i układają pod wpływem przerozmaitych czynników, stąd i relacje z odległych dni bywają bardzo często obciążone subiektywizmem.
Pojawiają się również sytuacje zmyślone, przekształcone lub podporządkowane interesom osobistym i nie tylko osobistym. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy istnieje przekonanie, że bezpośredni uczestnicy wydarzeń już nie istnieją, zaś do żyjących spaczone publikacje nie dotrą, lub z różnych przyczyn nie będą sprostowane, skoro już raz zostały wydrukowane.
Często zdarza się niestety, że dziennikarz- dokumentalista, zafascynowany barwną opowieścią kombatanta, sięga po mikrofon i magnetofon, a z nagrania tego tworzy artykuł, który ukazuje się potem w prasie lub innych środkach przekazu, a jeszcze gorzej, gdy to, często barwne i fantastyczne wspomnienia uczestnika ruchu oporu stanowią podstawa do zapisów historycznych, co tak często niestety ma miejsce. Zapomina się o skonfrontowaniu i zweryfikowaniu posiadanego nagrania i wspomnienia z odpowiednimi dokumentami, rzeczoznawcami, lub ze współuczestnikami, co jest nieodzowne, aby materiał taki już sprawdzony i udokumentowany, a przez to prawdziwy i obiektywny, mógł stanowić materiał do odtworzenia historii danego epizodu.
Jakże często opublikowana relacja, wspomnienie czy informacja zostaje bez weryfikacji zarejestrowana w zbiorach bibliograficznych i staje się jedyną, oficjalną i obowiązującą. Z czasem jest już uważana jako dokument historyczny, jedyne świadectwo faktów, których nikt niestety nie sprawdzał, a które nigdy nie zaistniały z tego też powodu wiele publikacji odbiega od prawdy obiektywnej i wypacza rzeczywisty obraz walk Ruchu Oporu w czasie hitlerowskiej okupacji. Inne opierają się często nawet na fałszu zamierzonym. A że nie zawsze trafiają przed oczy tych, którzy opisywane wydarzania znają i mogliby dokonać sprostowania, pozostają niezgodne z faktami historycznymi. Jeżeli zaś materiały historyczno będą fałszywe, to i historia tego okresu opracowana na takich materiałach będzie daleka od historii prawdziwej.
Aby nie być gołosłownym, posłużę się tutaj przykładem z naszego terenu akcji krp. "III Most", wykonywanej przez Inspektorat AK Tama" w Tarnowie, przedstawionej przez M. Wojewódzkiego w poczytnej książce pod tytułem "Akcja V-1, V-2 /wydanie Pax 1972 r., a w której na skutek nieuczciwej relacji, zasługi tej akcji zostały przypisane zupełnie komu innemu, gdyż uważano, że jej główny wykonawca ppłk. Musiałek-Łowicki Stefan ps. "Mirosław", były Inspektor Rejonowy AK Tarnów nie żyje.
Nastąpiła konsternacja, gdy wyżej wymieniony niespodziewanie "zmartwychwstał", aby dokonać sprostowania. I tak to bardzo wartościowa książka, wymagająca ogromnego nakładu pracy i żmudnych poszukiwań, została w tym epizodzie fałszywie przedstawiona, zresztą nie z winy autora i poszła niestety w szeroki kurs czytelniczy;
A ile takich nieprawdziwych i niesprawdzonych publikacji istnieje - tego nikt nie docieka!
Jeszcze bardziej jaskrawym przykładem takiego zacierania prawdy historycznej może być artykuł płk; Wacława Króla, jaki ukazał się w WTK nr 44 z 1975 r, pt; "Przykra sprawa";
W nim autor przedstawia wypadek, jak to wybudowano pomnik uczestnikom jednej z akcji lotniczych, w której rzekomy uczestnik w ogóle nie brał udziału, a po prostu ukradł bohaterski lot swojemu koledze. W konkluzji na zakończenie autor zapytuje: "jak to się stało, jak to było możliwe, że społeczeństwo Nidzicy wystawiło domniemanemu bohaterowi pomnik?
Znany historyk Józef B. Garas w tygodniku "Za Wolność i Lud" z października 1975 r; pisze: "Wiele materiałów odbiega od prawdy, Czasem po prostu zawodzi pamięć ludzka, czasem autorzy i świadkowie pewne sprawy koloryzują /ze względów osobistych lub politycznych/, aby powiększyć swoje zasługi i wówczas wysadzona w powietrze w 1943 r; drezyna w 30 lat później przekształca się w pociąg pancerny, zaś pluton Wehrmachtu w dywizję SS;
J. Garas postuluje o dokładną weryfikację różnych przekazów historycznych dotyczących epizodów minionej wojny i uważa, że dokładna weryfikacja tych epizodów, to zasadniczy obowiązek zarówno publicystów, jak w szczególności historykowi.
Na tle powojennych układów w Polsce Ludowej, nie wszystkie ugrupowania Ruchu Oporu mogły korzystać ze swobodnej publikacji wspomnień związanych z czynem zbrojnym okresu okupacyjnego.
W okresie powojennym z tego właśnie powodu zaistniało wiele przypadków przypisywania wielu akcji przeprowadzonych przez AK innym ugrupowaniom podziemia, co zresztą ma miejsce nawet w obecnym czasie.
Aby takich szkodliwych dokumentów było jak najmniej, pragnę dokonać chociaż jednego sprostowania, właśnie odnośnie zapory wodnej i elektrowni w Rożnowie;
Zastrzegam się równocześnie, iż nie czynię tego z powodu, że częściowo dotyczy to też mojego współudziału w tej akcji, lecz - jak nadmieniłem wyżej - celem naświetlenia faktów, które wówczas miały miejsce, a które po 30 latach zostały całkowicie wypaczone i sfałszowane.
Nie czyniłem tego wcześniej gdy na temat tej akcji ukazywały się w prasie różne, nieraz fantastyczne relacje rzekomych jej uczestników, bo w prasie takie różne rzeczy /fantazje/ są dopuszczalne. Nie mogę jednak przejść nad tym do porządku dziennego, gdy akcja dotycząca ratowania zapory i elektrowni w Rożnowie stała się przedmiotem opracowania historycznego i to tak poważnego, jakim jest Instytut Historyczny MON-u i gdy w opracowaniu tym zostały podane fakty niezgodne ze stanem faktycznym.
Otóż nakładem Wydawnictwa MON z 1973 Wojskowy Instytut Historyczny, ukazał się "Polski Czyn Zbrojny w II Wojnie Światowej"; W tomie VI tego wydawnictwa tj. "Bibliografia Wojny Wyzwoleńczej Narodu Polskiego 1939-1945", na stronie 617 pozycja 7458 .czytamy - cytuję:
Janczyk Wojciech "Kosa". Z walk oddziału "Kosy".
Jak Bechowcy ratowali zaporę wodną w Rożnowie.
Zielony Sztandar 1963 nr 61;
W świetle w/wym. cytatu pragnę przedstawić fakty, jakie miały miejsce przy ratowaniu zapory wodnej w Rożnowie, a to tym bardziej dlatego, że w przedmowie do tejże Bibliografii na str. 5 czytamy między innymi; "Oprócz publikacji o charakterze naukowym i popularno-naukowym, w Bibliografii znalazły się pamiętniki, a w uzasadnionych przypadkach takie wspomnienia i artykuły publicystyczne". i dalej: "natomiast w dziale Ruchu Oporu ubogim w opracowania, znalazły się nawet drobne wspomnienia i artykuły z prasy codziennej, stanowiące niekiedy jedyne źródło informacji" /a więc nie sprawdzone i nie udokumentowane, a tym samym nie historyczne - przyp. mój/i Dalej na stronie 6 tejże przedmowy czytamy: "Autorki żywią nadzieję, że niniejsze wydawnictwo spełni swoje zadanie i będzie pomocne w pracy nie tylko historyka, lecz także nauczyciela, bibliotekarza, działacza oświatowego"
Obawiam się, że z wielu przyczyn wydawnictwo to nie spełni zamierzonego zadania, wręcz przeciwnie - wprowadzi wiele zamieszania i spaczy obiektywizm tej historii. Trudno bowiem, aby "drobne wspomnienia i artykuły w prasie codziennej", nie sprawdzone i nieudokumentowane, mogły stanowić podstawę do zapisów historycznych.
Wracając do zapory wodnej w Rożnowie i publikacji zamieszczonej w "Bibliografii Polskiego Czynu Zbrojnego w II Wojnie Światowej" na podstawie artykułu w Zielonym Sztandarze nr 612 z 1963 r. stwierdzam, że ani "Kosa", ani "Bechowcy" zapory wodnej w Rożnowie nigdy nie ratowali!!
Wojskowe działania skierowane na zabezpieczenie zapory wodnej w Rożnowie, łącznie z mostem na rzece Dunajec w Kurowie i będącą w budowie zaporą w Czchowie, planował, przygotował i przeprowadził oddział partyzancki Armii Krajowej "Topora", realizując w tym zakresie rozkaz Inspektora AK w Nowym Sączu ppłk. Stanisława Mireckiego;
Działania te były objęte wspólnym kryptonimem "Mosty" /nie utożsamiać z akcjami AK "I, II, III Most"/. Wbrew wszelkim lansowanym obecnie na podstawie relacji rzekomych uczestników czy innych wspominaczy relacjom, dotyczącym ratowania zapory wodnej w Rożnowie, stwierdzam z całą stanowczością, iż inicjatorem akcji "Mosty" był Inspektor Armii Krajowej "Niwa" w Nowym Sączu, ppłk. Stanisław Mirecki, ps. "Butrym".
Postaram się przedstawić tę akcję w miarę możności dokładnie, uwzględniając najważniejsze momenty na tyle obiektywne, na ile pozwoli mi moja pamięć po przeszło 30 latach, oraz relacje niektórych jej uczestnikowi. Przedtem jednak muszę nawiązać do okoliczności, w jakich zetknąłem się z tą akcją, dlatego o sobie z konieczności słów kilka. Od października 1939 r. organizowałem z kolegą szkolnym oficerem zawodowym Edwardem Wójcikiem ps "Witraż, grupy podziemne na terenie gmin zbiorowych Tuchów i Pleśna powiatu Tarnów w ramach "Służby Zwycięstwu Polsce"
Pod koniec grudnia 1939 r. i w styczniu 1940 r. dwukrotnie usiłowałem przedostać się z "Witrażem" przez Węgry do polskiego wojska we Francji. Obie próby zakończyły się niepowodzeniem, a nawet aresztowaniem i więzieniem w Starej Lubowli na terenie Słowacji, a następnie szczęśliwą ucieczką w czasie konwojowania nas do Leluchowa, zaś w drugim wypadku wywinięciem się po wpadce punktu przerzutowego na granicy, na wysokości Krosna.
Po powrocie do domu w Piotrkowicach, uzyskałem w kwietniu 1940 r. przez "Witraża" kontakt z ps. "Kowalskim". Przed nim złożyłem przysięgę obowiązującą przy wstępowaniu do istniejącego Już wówczas Związku Walki Zbrojnej utrzymując poprzedni pseudonim "Topór"
Przeszkolony dodatkowo przez "Kowalskiego" w pracy wywiadowczej i sabotażowo dywersyjnej i na jego rozkaz wycofałem się z dotychczasowej konspiracyjnej pracy w "terenówce" i podjąłem pracę w węźle kolejowym w Tarnowie jako dyżurny ruchu i rozpocząłem służbę wywiadowczo-dywersyjną w ramach "Związku Odwetu", specjalnej formacji 15WZ. Działałem na terenie całego powiatu tarnowskiego i częściowo poza nim, a szczególnie intensywnie na kierunkach linii kolejowych Tarnów-Bochnia, Tarnów-Szczucin, Tarnów-Dębica i Tarnów-Stróże. Wymieniona komórka konspiracyjna ZO pracowała pod moim kierownictwem do grudnia 1942 r.
Nie będę opisywał tej. pracy, bo to bardzo szeroki i prawie trzyletni okres mojej działalności w "Związku Odwetu". Wspomnę jedynie, że oprócz wywiadu zostały zorganizowane sprawnie działające komórki sabotażu kolejowego, gospodarczego i dywersji, a nadto od jesieni 1941 r. do mnie należała obsługa również siatki wywiadu ZO w Samborze za tzw. kordonem. Po prostu wymieniałem "pocztę" między "Kowalskim" a "Granitem" z Sambora.
W grudniu 1942 r. nastąpiła wsypa w sabotażu kolejowym, w której wyniku został aresztowany żołnierz tej siatki ps. "Wawel", zaś ja zagrożony przez Gestapo, /które usilnie poszukiwało "Topora"/ i na polecenie "Kowalskiego" musiałem uchodzić z domu.
Po przeorganizowaniu dotychczasowej siatki komórek wywiadu, sabotażu i dywersji, po zorganizowaniu nowych punktów i skrzynek kontaktowych i ustanowieniu nowego kierownictwa, jako spalony, a równocześnie dobrze znany w tym terenie, dla bezpieczeństwa organizacji oraz rodziny, opuściłem ziemię tarnowską i na rozkaz "Kowalskiego" przerzuciłem się w teren Inspektoratu już wówczas Armii Krajowej krp. "Niwa" w Nowym Sączu, w teren gminy Łososina Dolna, gdzie nawiązałem kontakt z miejscową placówką AK krp; "Dolina" tj; z jej komendantem mgr Stefanem Bednarkiem ps. "Mścisław" i oficerem wywiadu Józefem Stosurem ps. "Tomek": Ponieważ na terenie tej placówki i sąsiednich ukrywało się wielu spalonych, miejscowych i napływowych żołnierzy AK, z początkiem 1943 r zorganizowałem oddział partyzancki, nazywany później "Oddziałem Partyzanckim Topora", a nie OP krp; "Topór", jak mylnie nazywają go dzisiaj niektórzy kronikarze; Tu nadmienię, że w szczególnych przypadkach używałem też pseudonimu "Baca" "Dąb", "Długi", jako rzekomy podkomendny "Topora";
W krótkim czasie oddział liczył 30 żołnierzy w różnym wieku, pozostających w stałym zgrupowaniu partyzanckim; Latem 1944 r; oddział liczył ponad 40 ludzi, uwzględniając w tym 9-cio osobową grupę Azerbejdżanów pod wodzą "Saszy", przejętą z formacji Wehrmachtu, stacjonującej w Limanowej. Grupę tę przejął we wrześniu 1944 r. leitnant "Alosza" z radzieckiego OP "Zołotara"; Dowódcą oddziału był Józef Toczek ps; "Topór", zastępcą Falęcki Adam ps. "Bunkier", szefem sekcji łączności Kowalczyk Karol ps; "Lot", szefem służby sanitarnej dr med. Dobek Stanisław ps; "Jaksa" /nie pozostający w stałym zgrupowaniu/, kwatermistrzem Szewczyk Władysław ps. "Sokół". W pierwszym roku oddział korzystał z wywiadu placówki "Dolina", w której szefem był Stosur Józef ps; "Tomek", później wywiad prowadził Kucharski Zdzisław ps. "Bolek", a następnie Kosecki Władysław ps. "Zbyszko-Jontek".
Po Falęckim zastępcą dowódcy OP został "Sokół", który pełnił tę funkcję do wyzwolenia. Mikołaj Józefowski ps. "Michał" nigdy nie był zastępcą, dowódcy OP, jak to piszą dzisiaj niektórzy kronikarze. Żołnierzami OP "Topora" byli; ps.: "Bunkier", "Grab", "Jodła", "Murzyn", "Kaczka", "Michał", "Maturzysta", "Profesor", "Czarny", "Staszek", "Kaczor", "Dawid"', "Holender", "Emil", "Zbyszek", "Kmicic", "Lilia", "Jeleń", "Biały", "Kastor", "Pollux", "Policjant", "Lew", "Bartosz? "Ul", "Jędrek", "Skała", "Pilch", "Dąbrowa";
Kadrę OP stanowili: Jeden oficer, 2 podchorążych i 4 podoficerowi Oddział "Topora" dzielił się na 2 drużyny i 4 sekcje w składzie 1+7 żołnierzy zdolnych do samodzielnego działania i wykonywania mniejszych akcji. Terenem działalności oddziału były: północno-zachodnia część pow. Nowy Sącz, północna część pow. Limanowa, oraz południowe tereny pow. Bochnia i Brzesko. Do stycznia 1944 roku oddział podlegał d-cy placówki "Dolina", a następnie rozkazem inspektora ppłk. "Butryma" został podporządkowany organizacyjnie dowódcy obwodu AK w Nowym Sączu krp. "Chwast".
W ogólnych zarysach działalność OP "Topora" można podzielić na działalność tzw. bojową, wiążącą się ze zdobywaniem broni w różnego rodzaju bezpośrednich akcjach zbrojnych i uderzeniach na wroga działalność sabotażowo-dywersyjną, polegającą na dezorganizacji gospodarki wroga w. paraliżowaniu funkcjonowania jej administracji, na działalność polegającą na likwidacji konfidentów, szpicli i donosicieli, na likwidacji bandytyzmu i szerzącego się złodziejstwa, a wreszcie na ochronie ludności przed wszelką wrogą działalnością okupanta.
W tej części dotyczącej działalności OP "Topora" nie opisuję działalności zbrojnej i poszczególnych akcji, /których przecież w okresie 2-letniej działalności było wiele/, bo to nie jest przedmiotem mojego opracowania. Szczegółowo przedstawię jedynie akcję "Mosty", która była niewątpliwie największą i najpoważniejszą akcją OP "Topora" i chyba nie tylko tego oddziału na ziemi sądeckiej. Podane powyżej w olbrzymim skrócie fakty uzasadniały decyzję Inspektora "Butryma" odnośnie powierzenia mi akcji "Mosty".
Echa tej akcji zostały ostatnio wykorzystane przez nieuczciwych informatorów do fałszywych publikacji i przywłaszczania przez BCh czynu zbrojnego przeprowadzonego od początku do końca przez OP "Topora", należącego zawsze do Armii Krajowej, a to widocznie dlatego, że jej uczestnicy dotąd tej akcji nie ujawnili z wielu złożonych i obiektywnych przyczyn.- A oto jaki przebieg miała akcja krp. "Mosty".
Akcja "Mosty" została zapoczątkowana na spotkaniu moim z Inspektorem AK Nowy Sącz krp. "Niwa" z ppłk. Stanisławem Mireckim ps. "Butrym", które miało miejsce z końcem stycznia lub z początkiem lutego 1944 r w miejscowości Marcinkowice.
W czasie omawiania ze mną spraw dotyczących działalności dowodzonego przeze mnie oddziału partyzanckiego, Inspektor "Butrym" zobrazował gospodarcze i wojskowe znaczenie zapory wodnej i elektrowni w Rożnowie i mostu w Kurowie. Do prowadzonego tematu włączył również budowaną wtedy zaporę wodną w Czchowie. Następnie ppłk. "Butrym" oświadczył że oddział mój został wyznaczony do wykonania akcji, która ma polegać na zabezpieczeniu przed zniszczeniem przez Niemców w/wym. obiektów.
Polecił mi opracować plan i przygotować w najściślejszej tajemnicy zorganizowanie wojskowego zabezpieczenia tych ważnych obiektów. W tym zakresie polecił nawiązać kontakt z Komendą Obwodu AK Brzesko krp. "Batuta" Inspektoratu "Tama", na którego terenach znajdowały się elektrownia w Rożnowie i budująca się zapora w Czchowie, utworzyć specjalną siatkę wywiadu dla tej akcji, oraz zorganizować na terenach w okolicach Rożnowa dobrze wyszkoloną i uzbrojoną, oraz mocno zakonspirowaną grupę uderzeniową, specjalnie dla tej akcji. Dla utrzymania bezpośredniej wzajemnej łączności w sprawach dotyczących tej akcji ustanowił specjalną skrzynkę łącznościową, oraz punkt meldunkowy. Ppłk. "Butrym" oznaczył tę akcję wspólnym kryptonimem "Mosty".
W akcji "Mosty" zostałem podporządkowany bezpośrednio ppłk. "Butrymowi". W taki to sposób narodziła się akcja krp. "Mosty" i to na pół roku wcześniej i w zupełnie innych okolicznościach aniżeli piszą dzisiaj o niej kronikarze.
Powierzenie mi zorganizowania i przeprowadzenia akcji "Mosty", jak oświadczył Inspektor "Butrym", wynikało z mojej dotychczasowej działalności w ruchu oporu, wywiadzie, sabotażu i partyzantce, jak również dlatego, że OP "Topora" był jedynym oddziałem partyzanckim w tamtym terenie, posiadającym już roczny staż bojowy w walce z okupantem.
Należałoby w tym miejscu podkreślić dalekowzroczną i rozumną politykę tego dowódcy, który z tak dużym wyprzedzeniem pomyślał o zabezpieczeniu tych ważnych obiektów objętych akcją "Mosty" Zachowując ścisłą tajemnicę w sprawie akcji "Mosty", przystąpiłem do jej realizacji według wytycznych otrzymanych od ppłk. "Butryma".
Po szczegółowych przemyśleniach ustaliłem plan przygotowania akcji, który opierać się miał na następujących założeniach:
1. Nawiązanie kontaktu z okolicznymi placówkami AK, na których terenach znajdowały się obiekty przewidziane akcją.
2. Zorganizowanie sprawnie działającej siatki wywiadu.
3. Utworzenie sztabu akcji "Mosty" dla koordynowania jej całością.
4. Utworzenie w okolicach Rożnowa grupy uderzeniowej, pozostającej w każdej chwili do dyspozycji.
5. Opracowanie planów alternatywnych i operacyjnych.
6. Prowadzenie akcji propagandowej, jaka mogła być potrzebna przy realizacji wytyczonych planów.
Realizując pkt. 1 założeń planu i dzięki kolejnym kontaktom za pośrednictwem żołnierza mojego oddziału Z. Kucharskiego ps. "Bolek", przez księdza Józefa Wałka ps. "Józwa" z Tropia do dowódcy placówki w Czchowie krp. "Cezar" ppr. Eugeniusza Biłyka ps. "Grodzisz", a równocześnie do Józefa Lulka ps. "Jastrząb" i Jana Gondka ps. "Kruk" - obaj z Paleśnicy z placówki AK Zakliczyn krp. "Zygmunt", dotarłem do Jana Zięciny ps. "Wilk", dowódcy istniejącej jeszcze wówczas placówki AK w Kobyle-Gródku krp. "Jadwiga", obejmującej zarówno miejscowość Rożnów z zaporą, jak również przyległe sąsiednie tereny.
Placówka "Jadwiga", przynależna wówczas do obwodu AK "Batuta" Inspektoratu "Tama" w Tarnowie, wchodziła głęboko w teren Inspektoratu "Niwa" w Nowym Sączu, obejmując swym zasięgiem gminy Kobyle Gródek i Korzenna.
"Wilk", zawodowy podoficer, starszy wachmistrz 5 PSK w Bochni okazał się później nieocenionym współpracownikiem w przygotowaniach akcji "Mosty", a kontakt z nim okazał się tym cenniejszy, że "Wilk" pracował w konspiracji w tamtym terenie od 1939 roku i miał tam zarówno pewne jak i szerokie kontakty.
Poprzez "Grodzisza" nawiązałem w marcu 1944 r. kontakt z dowódcą Obwodu AK Brzesko kpt. Franciszkiem Blokiem ps. "Soplica. i uzyskałem jego zgodę na współdziałanie placówek AK "Zygmunt", "Cezar" i "Jadwiga", jakkolwiek kpt. "Soplica" nie był wtajemniczony w plany akcji "Mosty", co było zgodne z rozkazem ppłk. "Butryma".
W ten sposób "wszedłem" w teren zapory w Rożnowie i w Czchowie, a nawiązane kontakty pozwoliły na realizację dalszych założeń ustalonego planu.
Zdając sobie dokładnie sprawę z tego, że najistotniejszym zagadnieniem przy realizacji akcji "Mosty" będzie sprawnie działająca i mocno zakonspirowana siatka wywiadu, pozyskałem na szefa tej siatki Władysława Koseckiego ps. "Zbyszko". "Jontek" i "Jasiu" z poprzedniego rejestru kontaktów, jakie posiadałem w b. "Związku Odwetu".
"Zbyszko" okazał się znakomitym fachowcem w tej dziedzinie, "Zbyszko" szybko zorganizował komórki wywiadowcze na samej zaporze w Rożnowie, w Czchowie i przyległych miejscowościach, przy współpracy nieocenionego "Wilka". Utworzona przez "Zbyszka" siatka wywiadowcza została znakomicie zorganizowana i zakonspirowana. Przetrwała do zakończenia działań wojennych i oddała sprawie akcji "Mosty" wprost nieocenione usługi. Informatorzy działali przeważnie w zespołach dwójkowych i pojedynczo, zaś przy pomocy skrytek zapewnili bezpieczeństwo i prawie niemożliwość wpadki.
Należy podkreślić, że w czasie wykonywania akcji "Mosty" stosowałem głęboką konspirację i przestrzegałem podstawowej zasady zachowania tajemnicy akcji i jej uczestników, a o tych czy innych zadaniach mogli wiedzieć tylko ci, którzy o tym wiedzieć musieli. czy to z racji wykonywania przez nich danego zadania, czy też jako ostrzeżenie o grożącym niebezpieczeństwie.
Dlatego nie doszło do żadnej dekonspiracji czy wsypy, dlatego wielu ludzi zaangażowanych w tej akcji nic o sobie nie wiedziało, wykonując zlecone wycinkowe zadania, nie wiedziało, dla jakiej sprawy pracują, dowiadywali się o tym często po okupacji, a niektórzy nie wiedzą o tym nawet dzisiaj. Nieliczni znali szefa siatki ps. "Zbyszko" i "Jontek". Nikt w terenie nie znał kompletu sztabu akcji "Mosty", Siatka dostarczała na bieżąco najświeższe, pełne i rzeczowe informacje.
Wywiad pracował na zaporach i we wszystkich przyległych posterunkach żandarmerii i tak: w żandarmerii w Czchowie pracował dla AK komendant policji granatowej Józef Koczwara "Jaga"? i Józef Dziura "Igła", w Rożnowie Piotr Bursa "Szpak", w Zakliczynie komendant Jedliczka, w Kobyle Gródku komendant Stanisław Lipiński i w Jakubkowicach-Łososinie Dolnej Stanisław Micikulski "Jakub".
Tak więc obie zapory były dobrze obsadzone przez wywiadowców i informatorów wewnątrz zapór, jak również i otaczających je i ochraniających posterunkach żandarmerii.
Z końcem lipca 1944 r. do pracy w polskim ruchu oporu został zwerbowany przez "Zbyszka" i magistra Władysława Wójcika mjr. "Żegotę", z OW PPS w Krakowie austriacki inżynier Johann Hochstalek, z Urzędu Wodnego w Krakowie. Kontakt z wyżej wymienionym okazał się bardzo cenny w końcowej fazie wykonania akcji "Mosty". Dlatego należałoby tutaj podkreślić, o czym nigdzie nie wspominają kronikarze, że pewien udział w ratowaniu zapory wodnej w Rożnowie miał również mjr. "Żegota". Już z końcem maja 1944 r. wywiad dostarczył mi szczegółowy plan zapory i całego jej zaplecza z naniesieniem dokładnych odległości poszczególnych budynków pomocniczych, rozmieszczenia posterunków itp. Oryginalną kompletną dokumentację zapory, zdobytą przez "Czarnego" posiadałem już z końcem lipca 1944 r., o czym dokładniej powiem później.
Kończąc ten punkt, zasadnicza uwaga. Dziwić może tak mocno i szeroko rozbudowana siatka wywiadu, lecz zdawałem sobie dokładnie sprawę z tego, że jedynie szczegółowe rozeznanie i uderzenie z zaskoczenia, biorąc pod uwagę siły własne i nieprzyjaciela, może szczęśliwie zakończyć akcję "Mosty".
Zachowując ścisłą tajemnicę w sprawie "Mostów" utworzyłem sztab akcji spośród najbliższych i najpewniejszych żołnierzy, na których mogłem liczyć pod każdym względem. Tak więc Władysław Kosecki "Zbyszko" objął sprawy wywiadu i łączności, Jan Zięcina "Wilk" sprawy zakwaterowania, zaopatrzenia i wyżywienia grupy uderzeniowej zwanej "U" /o czym później/, a Ja zająłem się. opracowaniem planów alternatywnych i operacyjnych. szkoleniem grup szturmowych i koordynację całości.
W tym układzie tajemnica akcji "Mosty" nie wychodziła poza cztery osoby tj. ppłk. "Butrym", "Zbyszko", "Wilk" i "Topór". Tak pozostało do zakończenia akcji w dniu 16-17 stycznia 1945 r". W końcu czerwca 1944 r. była to już jedność dysponowana, koordynowana i zarządzana przez sztab akcji "Mosty", gdzie zbiegały się wszystkie nici i pełna informacja dotycząca zapory w Rożnowie i Czchowie, co się tam robi, co się zamierza itp.
Równolegle z siatką wywiadu była tworzona tzw. grupa U", która w ratowaniu elektrowni wodnej w Rożnowie miała spełniać zasadniczą rolę. W tym -wypadku bardzo pomocnym okazał się "Wilk", który posiadał dość liczną kadrę podoficerską, w tym żołnierzy zawodowych, ukrywających się z różnych przyczyn na jego terenie. W grupie tej znalazło się też kilku ludzi spalonych i przerzucanych tam przez "Żegotę".
Ogółem grupa "U" składała się z 15 ludzi, którą miałem sam osobiście dowodzić, a kadrę jej stanowili: 1 oficer, 1 podchorąży, oraz 5 podoficerów. Służbę wywiadu i łączności spełniał dla tej grupy również "Zbyszko", służbę sanitarną felczer wojskowy "Józwa" oraz podchorąży "Kosma" /student IV roku medycyny/, zaś kwatermistrzem był "Wilk".
Grupa ta zwana także sienkiewiczowską z racji pseudonimów Jej żołnierzy, składała się z ludzi znakomicie wyszkolonych pod względem wojskowym, ludzi zdecydowanych i odważnych, szczegółowo zapoznanych z terenem przyszłej walki i jej okolic, przygotowanych do dowodzenia mniejszymi sekcjami w składzie 1+5, gdyby w czasie walki o zaporę zaszła konieczność przyłączenia żołnierzy z przyległych placówek, czego należało się spodziewać, z żołnierzami tej grupy były przeprowadzane ćwiczenia i pozorowane natarcia w terenach topograficznie zbliżonych do terenu zapory, były ustalone zadania dla każdego pojedynczego żołnierza grupy, Jak również ewentualnych sekcji, ich wzajemnego współdziałania itp. Stan grupy "U" stanowili żołnierze: "Józwa, Damian, Kosma, Butrym, Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba, Roch, Skrzetuski, Podbipięta, Babinicz, Soroka, Azja, Bohun i Kiemlicz".
W związku z utworzeniem tej grupy specjalnie dla akcji "Mosty" oddział partyzancki "Topora" od lipca 1944 r liczył w stałym zgrupowaniu 46 żołnierzy w 2 grupach a to: z grupy tzw. zasadniczej "Z" lub tęgoborsko-łososińskiej, stacjonującej po zachodniej stronie Jeziora rożnowskiego i grupy uderzeniowej "U" stacjonującej w leśnych Jarach pogórza rożnowskiego.
Oprócz w/wym. stacjonującej grupy uderzeniowej, dla ochrony zapory w Rożnowie została w tym czasie utworzona Jeszcze Jedna grupa tzw. wewnętrzna "W" w sile 1+8 pod dowództwem "Zbyszka"i Grupa ta składała się z żołnierzy AK, zatrudnionych stale jako pracownicy na zaporze. Zapamiętałem takie pseuda jak: "Niedźwiedź", "Żbik", "Popiel", "Zawisza", "Wtorek", "Prawdzic", "Twardy".
Korzystając ze swobody poruszania się tych żołnierzy na terenie obiektu, przerzucono i zamelinowano z końcem listopada 1944 r. na zaporze konieczną ilość broni, amunicji, oraz 30 granatów. Grupa ta przez podjęcie w odpowiednim momencie walki z załogą zapory, przy równoczesnym uderzeniu z zewnątrz, miała spowodować panikę wśród obsady zapora.
Mając doskonałe informacje o każdorazowej zmianie sytuacji na zaporze, mogłem wspólnie ze sztabem wcześnie przystąpić do opracowania planów alternatywnych i operacyjnych. Opracowaliśmy więc plan operacyjny w trzech wariantach, uwzględniając zmienność sytuacji, Jakie mogły zaistnieć; a w przypadku zaminowania zapory i gdyby z różnych przyczyn nie udało się temu wcześniej zapobiec, wynikała konieczność uderzenia i opanowania zarówno zapory, Jak tez obsady niemieckiej stacjonującej w Rożnowie - wsi siłą całego 0P "Topora"
b/ gdyby zapora do ostatnich dni nie została zaminowana, wówczas ochrona zapory podlegałaby na rozbiciu ekipy minerskiej, zmierzającej do wyminowania zapory.
c/ gdyby załoga niemiecka zapory została zwiększona do rozmiarów przekraczających możliwości bojowe mojego oddziału, wówczas należałoby zmobilizować potencjał bojowy sąsiednich placówek do wspólnego uderzenia jedynie na zaporę w Rożnowie.
Każda alternatywa planu operacyjnego wynikała jednak ze wspólnych ustaleń, na które naprowadzały: wykorzystanie ukształtowania terenu ważność obiektu i przewidywane sytuacje wojskowe w obrębie obiektów objętych akcją "Mosty". Szczególne znaczenie miała niewątpliwie zapora wodna i elektrownia w Rożnowie.
Określały je:
1. Ogromne ilości wody nagromadzone i utrzymywane w jeziorach ca 180 milionów m ,
2. Ogrom strat, jakie mogły zaistnieć w zagospodarowanym i gęsto zaludnionym obszarze dolnego biegu Dunajca w wypadku wysadzenia zapory przez Niemców
3. Wartość samej zapora i jej urządzeń
4. Znaczenie gospodarcze zapory i elektrowni dla potrzeb wyzwalanego kraju.
Z tych powodów obiektem głównym akcji "Mosty" była zapora w Rożnowie.
Do działania bojowego na zaporę w Rożnowie przewidywałem żołnierzy mojego stacjonarnego oddziału partyzanckiego grupy "Z" i "U", jako posiadających już duże doświadczenie bojowe i szkolonych specjalnie do walki w terenie o podobnym układzie topograficznym, oraz grupę "W".
Do ubezpieczenia akcji przewidywałem użycie żołnierzy przyległych placówek AK "Cezary", - Czchów" "Zygmunt" - Zakliczyn, "Krzak" - Kobyle-Gródek i "Dolina" - Łososina Dolna.
W związku z uzyskaną zgodą kpt. "Soplicy" na współdziałanie placówek Obwodu AK "Batuta", mogłem przewidywać zamknięcie dróg dojazdowych na zaporę w Rożnowie zarówno na przewozie przez Dunajec w Tropiu z kierunku Czchowa i Jurkowa, na skrzyżowaniu dróg w Paleśnicy z kierunku Zakliczyna i Ciężkowic- i na najważniejszym skrzyżowaniu dróg w Bartkowej z kierunku Nowego Sączami W tak zabezpieczonym terenie mogły wykonywać zadania przewidziane do ratowania zapory grupy partyzanckie.
Plan operacyjny alternatywy pierwszej dotyczący zapory w Rożnowie przewidywał opanowanie zapory przez równoczesne uderzenie z trzech stron, tj. grupy wewnętrznej "W pod dowództwem "Zbyszka" w sile 1+8 żołnierzy /jeżeli w tym dniu będą dopuszczeni pracownicy na zaporę/, grupy uderzeniowej "U" pod dowództwem "Topora", w sile 1 + 15 żołnierzy, która będzie nacierać od strony wschodniej, oraz grupy zasadniczej "Z" pod dowództwem "Sokoła", która w sile 1+25 żołnierzy nacierałaby od strony zachodniej.
Grupa ta miała zająć stanowiska ogniowe na stoku wzgórza Wał Ostrej przyległego do samej zapory, domiŽnującego bezpośrednio nad zaporą na lewym brzegu Dunajca. Pokryte lasem wzniesienie stanowiło idealne warunki do skrytego podejścia na stanowiska o każdej porze doby i bezpośredniego działania ogniem na wszystkie budynki i urządzenia w obrębie zapory.
Ustalono pola ogniowe, aby nie razić się wzajemnie, oraz dokładną łączność i sygnalizację, jak również przewidziano zainstalowanie głośnika do wzajemnego porozumienia się i ewentualnego wezwania Niemców do poddania się. Ustalono pomieszczenie dla jeńców, które miało mieścić się w spichrzu dworu Stadnickiej w Rożnowie wsi, oraz punkt sanitarny, który miał znajdować się w tymże dworze.
Na szefa służby sanitarnej został wyznaczony lekarz wojskowy Kohlberger, chirurg z Zakliczyna. Plan przewidywał przecięcie wszystkich połączeń telefonicznych bezpośrednio przed uderzeniem.
W sumie sztab opracował kilka wariantów alternatywy pierwszej, analizując je, uzupełniając i usuwając błędy, które ujawniały się w pozorowanych natarciach, względnie wychodziły ze zmian, jakie zachodziły w międzyczasie na zaporze.; W miesiącu lipcu Sztab przewidywał również udział powstałego w przyległym terenie oddziału partyzanckiego AK "Maka" w uderzeniu na zaporę. Idealne warunki zabezpieczenia mostu na rzece Dunajec w Kurowie stwarzało zalesione wzgórz Białawoda tuż nad zachodnim przyczółkiem mostu, ze znakomitym polem ostrzału na długości całego mostu, jak również jego wschodniego przyczółka. Układ terenowy wymagał jedynie dostatecznego uzbrojenia w bron maszynową grupy broniącej mostu. Stan tej grupy miał wynosić 1+10 żołnierzy.
Druga alternatywa planu operacyjnego przewidywała ratowanie zapory w Rożnowie z tym, że nie zachodziła konieczność uderzenia i opanowania zapory, a jedynie nie dopuszczenia do jej zaminowania i wysadzenia przez zlikwidowanie niemieckiej.
grupy minerskiej, zmierzającej na zaporę. Likwidacji samochodów minerskich miała dokonać grupa "U" pod dowództwem Topora na serpentynach w miejscowości Wiesiółka, pospolicie zwanej, "Wilcorz", znakomicie nadających się na zasadzkę.
Zarówno w pierwszej jak i w drugiej alternatywie planu, operacyjnego akcji. "Mosty" będąca w budowie zapora wodna w Czchowie miała być zabezpieczona przez zgrupowanie bojowa placówek "Cezary"' i "Dolina".
Trzecia alternatywa planu przewidywała skoncentrowanie wszystkich sił bojowych, zarówno grup OP "Topora" i "Maka" Jak również sąsiednich placówek Jedynie w celu ratowania zapory w Rożnowie, Jako najważniejszego obiektu w ramach akcji "Mosty".
Szczegółów tego planu nie podaję, ponieważ nie zaszła konieczność jego zastosowania.
Opracowane plany operacyjne podane wyżej, zostały przeanalizowane i z drobnymi poprawkami zaakceptowane przez ppłk., "Butryma" na czerwcowym spotkaniu w Marcinkowicach.
W międzyczasie obie grupy stacjonarne OP "Topora" tj. "Z" i "U" prowadziły na swoich terenach różnego rodzaju akcje zbrojne na niemieckie transporty wojskowe, kolumny samochodowe w szczególności dla zdobywania broni i sprzętu wojskowego, na niemieckie posterunki żandarmerii, czy ich grupy w terenie, na urzędy gmin zbiorowych, obiekty gospodarcze., mleczarnie itp. niszcząc dokumentacje, urządzenia mleczarskie, młocarnie i inne dla paraliżowania gospodarki wroga, likwidowały niemieckich funkcjonariuszy, konfidentów i wykonywały wiele innych akcji, których nie opisuję, gdyż nie wiążą się one z akcją "Mosty".
Do Niemców dochodziły relacje o akcji w Posadowej, Dąbrowie, Zbyszycach, Młynnym, Laskach, o akcji na żandarmerię w Czchowie, Kątach, Ujanowicach i Jakubkowicach, uderzeniach na kolumny niemieckie w Ujanowicach, na Wysokiem, w Żgocinie, Żmiącej, Królówce i wielu innych miejscowościach, w których ginęli Niemcy i ich konfidenci, a ludność polska znajdowała ochronę przed wywozem do Niemiec, przed oddawaniem kontyngentów, bandytyzmem i niemieckim terrorem.
W tym czasie prowadzono również akcje propagandową, stwarzając pozory wielkiego zgrupowania na rozległym terenie. Celowo oddział, lub jego grupy demonstrowały niejednokrotnie wieczorem przemarsz przez wybrany odsłonięty odcinek terenu, obserwowanego z bezpiecznej odległości przez Niemców, Obserwatorzy nabierali przekonania o wielkiej sile oddziałów partyzanckich, w czym na bieżąco byli utwierdzani przez umyślnie podstawionych informatorowi.
Dla stworzenia pozorów, że działa tam partyzantka radziecka /aby zapobiegać represjom, czy pacyfikacjom/, celowe pozostawiano po różnych akcjach części umundurowania czy uzbrojenia pochodzenia radzieckiego, oraz posługiwano się mową narodów radzieckich, Jak to miało miejsce np. przy likwidacji Riedlmeiera, przy rozbiciu żandarmerii w Czchowie spaleniu posterunku w Jakubkowicach, uderzeniu na Niemców w Zbyszycach Itp. Oddział takim postępowaniem wzbudzał wśród Niemców niepewność, a nawet trwogę.
W drugiej połowie lipca 1944 r. Inspektor "Niwy" ppłk. "Butrym" przekazał mi rozkaz przygotowania akcji mobilizacyjnej do działania bojowego na obiekty objęte akcją "Mosty". Rozkaz wykonałem, o czym zameldowałem Inspektorowi, Odwrotnie Jednak otrzymałem rozkaz odwołujący przygotowaną akcję,, Oba rozkazy miały związek ze zmianami i stabilizacją frontu z kierunku Jasła.
Od sierpnia 1544 r, zaniechano większych akcji w sąsiedztwie zapory w Rożnowie i okolicy, wprowadzając; okres "ciszy", celem uśpienia czujności Niemców. Powyższe miało związek z udaną akcją OP Topora" nocą z 28 na 29 lipca na posterunek żandarmerii niemieckiej i policji granatowej w Czchowie, oraz przygotowujących się do wyjazdu Niemców z zapory, w której wyniku zdobyto bez strat własnych 1 RKM, 2 pistolety maszynowe, około 60 klk., duże ilości amunicji, granatów, oraz wiele kompletów umundurowania niemieckiego. Zdobytą broń przekazałem w większości placówce "Cezary", celem dozbrojenia jej żołnierzy dla przyszłej akcji "Mosty", wg poprzedniego uzgodnienia z kpt. "Soplicą".
W związku z wyżej wymienioną akcją w Czchowie została w dużej mierze wzmocniona również załoga niemiecka na zaporze w Rożnowie. W obrębie zapory jak i przyległej wsi Rożnów w drugiej połowie sierpnia zakwaterowała się kompania Wehrmachtu, pluton saperów, obsada 2 baterii dział przeciwlotniczych, a w późniejszym okresie oddział organizacji "Todt", wykonującej umocnienia fortyfikacyjne od zachodniej strony zapory. Równocześnie został wzmocniony posterunek żandarmerii, działającej już tam poprzednio;
Po zainstalowaniu się oddziałów Todta siły niemieckie na zaporze i w Rożnowie wsi wynosiły około 160 ludzi; Ponadto w niedalekiej odległości były rozmieszczone posterunki żandarmerii w Kobyle Gródku, Łososinie Dolnej, w Zakliczynie, oraz w Czchowie, gdzie również zakwaterowana była kompania własowców. Była to już poważna siła, z którą należało się liczyć, niezależnie nawet od przypadkowych oddziałów niemieckich zmierzających na front lub z frontu, albo w normalnym mchu przyfrontowego zaplecza.
Należy podkreślić, że po bitwie 1 Batalionu 16 PP AK "Barbara" pod Jamną dnia 25.09.1944 r., na stale została zakwaterowana kompania Wehrmachtu w Paleśnicy, jak również w związku z przygotowywanymi umocnieniami wzdłuż biegu Dunajca, ruchy Niemców w końcowej fazie wojny w tym terenie były znaczne.
Pracujący bez przerwy wywiad "Zbyszka" donosił, że w lipcu 1944 r Niemcy przystąpili do demontażu 2 z 4-ch pracujących na zaporze turbin. Mając doskonałe informacje, co dzieje się na zaporze, Sztab akcji "Mosty" rozważał ewentualność opanowania i przejęcia samochodów wywożących zdemontowane części turbin, co nie byłoby rzeczą trudną. Po dokładnych rozważaniach przyszliśmy jednak do przekonania, że nie łatwo byłoby zamelinować taką ilość urządzeń, a równocześnie nie chcieliśmy zwracać uwagi Niemców na działający wywiad i zdradzać naszą tam działalność; w początkowej fazie opaźnialiśmy jedynie demontaż turbin poprzez inż. Wł. Pietruszowskiego "Ksawera", oraz mistrza Jana Wolnego ps. "Sęk"?, licząc się z ewentualnością wcześniejszego przełamania frontu na wschodzie.
Ostatecznie jednak 2 turbiny zostały wywiezione, a wywiad "Zbyszka" odnotował jedynie ich stacje docelowe; jedna turbina - jak pamiętam -została wywieziona do Szczecina, druga do jakiejś miejscowości w Bawarii.
Z kolei Niemcy przeprowadzili badania wytrzymałościowe; zapory, oraz dokonali wyliczeń ilości i siły niszczycielskiej materiałów wybuchowych, potrzebnych do zniszczenia zapory.
Z końcem listopada tegoż roku niemiecka ekipa saperska zakończyła drążenie komór minowych w korpusie zapory oraz pod mechanizmami zasuw i trzewi i zainstalowała przewody do wykonywanych odwiertów i urządzeń zapory.
Mimo uporczywym twierdzeniom niektórych "świadków" czy pseudo uczestników, stwierdzam z całą stanowczością, że Niemcy nie założyli materiałów wybuchowych, gdyż ich na zaporze nie było i do samego wyzwolenia zapora w Rożnowie nie była zaminowana, chociaż była do zaminowania całkowicie przygotowana.
W związku ze wzmocnieniem ochrony niemieckiej na zaporze w Rożnowie, a równocześnie z uwagi na rozwiązanie 0P "Maka" z końcem października 1944 r; na którego pomoc w ochronie zapory liczyłem, zaistniała konieczność wzmocnienia grupy uderzeniowej do ilości najmniej 25 ludzi.
Pomoc taką zabezpieczyłem sobie poprzez Stanisława Bukowca "Góral", który jesienią 1944 r; utworzył na pograniczu gmin Ujanowice i Iwkowa małą grupę liczącą 12 ludzi, z którą to grupą wykonałem na tamtejszym terenie kilka akcji tzw; "zleconych" Oprócz "Górala" inicjatorem utworzenia tej małej grupy był również inż. Józef Marek "Lanca" z Tymbarku, który częściowo zaopatrywał w żywność zarówno tę grupę, jak też nauczycieli tajnego nauczania w tamtym terenie. Tak więc grupa "U" liczyć miała 26 żołnierzy.
W pierwszych dniach stycznia /około 6-7/ 1945 r. otrzymałem od mjr. Władysława Wójcika "Żegoty" wiadomość z Krakowa, przekazaną przez Johana Hochstalka, wymienionego już wyżej, że w czasie tajnej narady u gubernatora Franka zapadła decyzja zniszczenia niektórych ważniejszych obiektów, a między innymi zapory wodnej i elektrowni w Rożnowie i mostu w Kurowie.
Wcześniej już "Zbyszko" uzgodnił z Hochstalkiem, aby ten mógł zjawić się na zaporze w ostatnich dniach przed zbliżającym się frontem. Szczegółowe zadania przekazałem mu osobiście w Tropiu, o czym później. Liczyliśmy bowiem, że Jego tam obecność w decydującej Chwili może być pomocna z rożnych względów przy ratowaniu zapory. Hochstalek otrzymał hasło na 2 ludzi na zaporze i kontakt na inż. Balcerskiego i inż. Pietruszewskiego.
12 stycznia 1945 r. na miejsce niemieckiego dyrektora Artura Pakulata został skierowany na zaporę nadradca Urzędu d/s Urządzeń Wodnych G.G. Heinz Volk, przysłany specjalnie przez Franka, aby dopilnował dzieła zniszczenia.
Równocześnie z nim przybył na zaporę Johan Hochstalek. Z przybyciem wyżej wymienionego "Zbyszko" i Sztab był informowany na bieżąco zarówno o zamiarach dyrekcji, jak też dowództwa Wehrmachtu na zaporze, a informacje nie wymagały potwierdzania.
Od tej chwili wszystkie zamierzenia Sztabu związane były z działalnością realizowania drugiej alternatywy planu operacyjnego, tj. niedopuszczenie na zaporę materiałów wybuchowych. W tym tez celu wzmocniona grupa uderzeniowa "U" w sile 1+25 żołnierzy pozostawała jut w stanie stałego pogotowia i Ostrego czuwania w okolicach miejscowości Wiesiółka. Tam też zostały zmagazynowane odnośnie ilości wiązek granatów i butelek z płynem zapalającym, przy których pomocy można było łatwo unieruchomić samochody czy nawet wozy pancerne i skutecznie zablokować prawie Jedyny dojazd na zaporę na wąskich serpentynach w Wiesiółce. Również w stanie czuwania pozostawała już grupa "Z".
Tak więc doniesienia o rozpoczęciu ofensywy wojsk radzieckich nad Wisłą w dniu 12.1.1945 r. i pewność o zamiarach zniszczenia zapory przez Niemców, postawiły nas w stan stałego czuwania.
Obawiając się ewentualnego nadejścia w rejon zapory większego zgrupowania wycofujących się Niemców lub nieprzewidzianych innych sytuacji, napisałam list do dowództwa radzieckiego, przedstawiając aktualną sytuację Niemców w okolicy i na zaporze, z prośbą o jej jak najszybsze wojskowe zabezpieczenie. Pismo to podpisałem: dowódca oddziału partyzanckiego BCh "Dąb" i wysłałem z tym pismem w dniu 15.1.1945 r. Jana Różańskiego ps. "Wrona" z plutonu T. Kusiona ps. "Gołąb", placówki "Zygmunt" w kierunku Ciężkowic, z rozkazem dostarczenia pierwszemu napotkanemu dowódcy radzieckiego oddziału.
Umieszczenie przeze mnie podpisu - dowódca oddziału BCh "Dąb" jest zupełnie zrozumiałe dla tych, którzy poznali dostatecznie i bez fałszu stosunki tamtego czasu.
Na wzgórzach od strony wschodniej zbliżającego się frontu zarządziłem zapalenie ognisk w momencie przejścia pierwszych oddziałów radzieckich, co dawało mi możliwość lokalizacji tych oddziałów, a równocześnie podjęcia decyzji, jakie mogły zaistnieć w okolicach lub na samej zaporze. 15 stycznia 1945 r; wojska radzieckie rozpoczęły ofensywę na naszym wschodnim odcinku. W tym dniu zostały postawione w stan pogotowia okoliczne placówki AK Równocześnie wywiad doniósł, że Niemcy wymontowali regulatory obrotów z obu pozostałych i pracujących jeszcze turbin. Hochstalek w możliwy i dostępny sposób starał się odwlekać ten moment, uzasadniając to racją korzyści i potrzebą Niemców.
Obsada niemiecka na zaporze oczekiwała z niecierpliwością na materiały wybuchowe i minerów, którzy mieli założyć ładunki do wcześniej wykonanych komór minowych, podłączyć do założonej instalacji i dokonać dzieła zniszczenia zapory. Nocą z 14 na 15 stycznia 1945 r. grupy OP "Topora" zajęły przewidziane planem operacyjnym stanowiska. Równocześnie grupa "W" wczesnym rankiem była na zaporze w pełnym składzie.
Nad mostem w Kurowie tej samej nocy zajął stanowisko "Sroka" i "Bolek" w sile 1+10 żołnierzy grupy "Z" OP "Topora" i ludźmi z 2-go plutonu placówki "Dolina". Dysponowali dwoma ręcznymi karabinami maszynowymi, karabinami i granatami. Do południa 16;I. nic szczególnego w tym rejonie nie zaszło.
Natomiast około godziny 12.00 nadjechała z kierunku Nowego Sącza ekipa saperska i zamierzała przystąpić do minowania mostu. Niemcy ostrzelani gwałtownym ogniem grupy "Sroki" i "Bolka" wycofali się w kierunku Nowego Sącza bez podejmowania walki. Grupa pozostawała na swych stanowiskach, aż przez ocalały most przejechały 18 stycznia pierwsze jednostki wojsk radzieckich na zachodni brzeg Dunajca i dalej.
Tym samym pierwszy obiekt akcji "Mosty" został uratowany. Natomiast na zaporze w Rożnowie z każdą minutą wzrastało napięcie wśród Niemców, którzy przygotowywali się do przeprawy na drugi brzeg Dunajca, oczekując jedynie na grupę, minerską; 16 stycznia nie działały już na zaporze telefony, gdyż zgodnie z wcześniejszymi rozkazami w nocy zostały zniszczone połączenia telefoniczne.
Na wzgórzu nad zaporą od zachodu zgodnie z planem operacyjnym działać miała grupa "Z" pod dowództwem "Sokoła" w sile 1+ 25.
Grupa "U" wzmocniona ludźmi "Górala" w sile 1+26 ludzi uzbrojona w 2 rkm-y, kbk, granaty oraz butelki zapalające zajęła stanowiska bojowe na serpentynach w miejscowości Wiesiołka, pospolicie zwanych "Wilcorz", wzdłuż szosy prowadzącej z Bartkowej do Rożnowa.
Nad skrzyżowaniem szosy z Paleśnicy i z Nowego Sącza w kierunku Rożnowa w Bartkowej, usadowił się pluton placówki "Krzak" pod dowództwem "Wilka" i dograno działanie łączności.
Pluton "Wilka" miał przepuścić w kierunku Rożnowa samochody pojedyncze, oraz zespoły nie większe niż 5 pojazdów, aby grupa "U" mogła je zniszczyć bez obawy o rozprzestrzenienie się walki i dopuszczenia do przewagi Niemców.
Około godzi 15,oo w dniu 16 stycznia nadjechały 3 samochody; Jeden terenowy "łazik" typ KBF i dwa samochody ciężarowe kryte. Samochody jechały szykiem ubezpieczonym, gdyż pierwszy z nich jechał z około 200 metrowym wyprzedzeniem.
Zgodnie z rozkazem samochody należało dopuścić do określonego odcinka w serpentynach, w którym miała nastąpić likwidacja samochodów bez możliwości odwrotu Niemców. Z uwagi na to wyprzedzenie, terenowy łazik zbliżał się już do ostatniej serpentyny przygotowanej zasadzki, gdy samochody ciężarowe jeszcze nie znalazły się w zasięgu ognia. W zaistniałej sytuacji zaszła konieczność zatrzymania go. Ostrzelany "łazik" stoczył się z szosy na przydrożne drzewo.
Jadący w nim czterej Niemcy zginęli od kul, zanim mogli podjąć obronę lub się poddać. Pozostałe z tyłu samochody zawróciły pod osłoną drzew w dolnych nie obsadzonych i nie widocznych serpentynach i odjechały w kierunku Nowego Sącza, nie zatrzymywane przez "Wilka", zgodnie z ustaleniami;
Wnioskując z minerskiego osprzętu znalezionego w rozbitym samochodzie, była to grupa minerska, przeznaczona do zaminowania i wysadzenia zapory.
W zaistniałej przypadkowo sytuacji rozkazałem prowadzenie dalej ognia pozorując walkę, a do Niemców na zaporze skierowałem kilku ludzi, żołnierzy placówki "Zygmunt", aby pod pozorem panicznej ucieczki zawiadomili ich o trwającej za górą walce Niemców z następującymi wojskami radzieckimi.
Okazało się, że Niemcy na zaporze już na odgłos pierwszych strzałów, a w szczególności utwierdzeni wiadomością "uciekających" wpadli w panikę. Wrzucili do jeziora wymontowane poprzedniego dnia regulatory obrotów zarówno na oczach żołnierzy grupy "W", jak i innych pozostałych na zaporze pracowników i w pośpiechu przeprawili się na zachodni brzeg Dunajca, kierując się ku szosie Nowy Sącz - Michalczowa - Brzesko. "Sokół" przepuścił ich bez walki, zgodnie z poprzednimi ustaleniami.
Na zaporze pozostali już jedynie polscy pracownicy, a wśród nich dziewięciu żołnierzy grupy "W". "Zbyszko" natychmiast po opuszczeniu zapory przez Niemców nakazał demontaż połączeń kablowo-lontowych podłączonych przez Niemców do odwiertów przygotowanych do osadzenia materiałów wybuchowych, a których na szczęście na zaporze nie było. Wszystkie grupy związane z ochroną zapory pozostawały nadal na swych stanowiskach.
Około godziny 17,00 zapalone ogniska dawały sygnał, że pierwsze oddziały radzieckie przeszły już Jastrzębie, Olszową, Posadową i Górową, zaś w późnych godzinach wieczornych żołnierze radzieccy minęli Paleśnicę i nocą doszli do Dunajca na wysokości Czchowa.
Około godz. 9,oo rano dnia 17 stycznia 1945 r. od Bartkowej przeszła przez Wiesiółkę w kierunku zapory pod osłoną jednego czołgu pierwsza szpica żołnierzy radzieckich, zaś dwa inne czołgi zamykały skrzyżowanie szos w Bartkowej. Z chwilą pojawienia się radzieckich żołnierzy na zaporze drugi najważniejszy obiekt akcji "Mosty" został uratowany bez żadnych strat własnych, a jedynie śmiercią czterech Niemców z grupy minerskiej.
Nie było już niestety inicjatora tej akcji ppłk. Stanisława Mireckiego ps. "Butrym", "Pociej", który poległ śmiercią bohatera z końcem sierpnia 1944 r jako wierny syn swojej Ojczyzny. Od jego śmierci poza mną, sprawą zapory w Rożnowie /chociaż nie jako akcji "Mosty"/ interesował się do końca komendant Obwodu AK Brzesko krp. "Batuta" kpt. Franciszek Blok "Soplica". W okresie organizowania akcji, od pierwszego z nim spotkania, ustalił ze mną kontakt przez ppr. Eugeniusza Biłyka ps.: "Grodzisz", następnie przez "Czar", a w zagrożonych zatopieniem miejscowościach nad Dunajcem zarządził ustanowienie posterunków obserwacyjno alarmowych.
W końcowej zaś fazie pozostawił w tym terenie do wyzwolenia z ramienia KO "Batuta" ppr; Chrapustę Henryka ps. "Mściwoj" z pełnomocnictwem zorganizowania wszelkiej możliwej pomocy przez placówki "Zygmunt" i "Cezary" na wypadek wszczęcia koniecznej walki o zaporę w Rożnowie. Późnym wieczorem 16 stycznia 1945 r Niemcy wycofując się z Zakliczyna spalili i wysadzili most na Dunajcu pod Melsztynem, zajmując umocnienia na wzniesieniach po lewej stronie Dunajca.
17 stycznia podciągają większe zgrupowania wojsk radzieckich zajmując pozycje po prawej stronie Dunajca, od zapory poprzez Czchów, Zakliczyn i dalej na północ.
Niemcy zamknęli ogniem zaporowym przeprawę wojsk radzieckich przez Dunajec tak, że przełamanie tego odcinka nastąpiło dopiero nazajutrz i w dniu 18 stycznia został sforsowany przez oddziały radzieckie Dunajec w tym rejonie.
W tym stanie rzeczy i przy zmasowanym ogniu w okolicach Czchowa, placówki dolina" i "Cezary" nie weszli do akcji, niemniej ten ostatni i najmniej ważny obiekt akcji "Mosty" również ocalał, a ocalał dlatego, że ocalała zapora w Rożnowie i fala wody nie zniszczyła go.
Tymczasem na zaporze w Rożnowie już w dniu 17 stycznia, kiedy poniżej wzdłuż Dunajca toczyła się ciągle jeszcze walka, zostały wydobyte z jeziora zatopione regulatory obrotów, które ostatecznie zostały zamontowane w dniu następnym i po południu dnia 18 stycznia ruszyły turbiny, dając drogocenną energie, elektryczną.
Decydujący wpływ na pomyślne zakończenie akcji "Mosty", a w szczególności na uratowanie zapory wodnej i elektrowni w Rożnowie, jak zwykle we wszelkich działaniach wojskowych mieli dowódcy wszystkich szczebli, oraz pozostali żołnierze-uczestnicy akcji, zarówno ci z bronią jak i bez broni, którzy wzorowo wykonali swoje zadania.
Pomyślne przeprowadzenie wyznaczonego zadania nastąpiło dzięki stosowaniu głębokiej konspiracji i dzięki skrupulatnemu przestrzeganiu tajemnicy, dzięki sprawnej pracy wywiadu i łączności, umiejętnemu przygotowaniu do akcji jej uczestników, wreszcie dzięki stałemu ubezpieczeniu zapory przez dobrze wyszkoloną i uzbrojoną grupę uderzeniową. W punkcie tym nie można pominąć życzliwego stosunku i częściowej współpracy miejscowej ludności. Tak w ogólnych zarysach, prosto i dość prozaicznie została wykonana akcja krp. "Mosty". Należy jednak zwrócić uwagę, że była to prawie roczna, żmudna, codzienna i często bardzo niebezpieczna praca organizacyjna i przygotowawcza,, praca ofiarna wszystkich, którzy byli w niej zaangażowani.
Samo wykonanie akcji odbyło się według wariantu najbardziej w danej chwili odpowiedniego, co nie tylko pozwoliło na jej szczęśliwe zakończenie, ale w dodatku bez strat własnych. Niewątpliwie duży wpływ na końcowy rezultat miała również częściowa panika i rozluźnienie w oddziałach niemieckich na tym odcinku, powstałe w wyniku błyskawicznego i dobrze wykonanego, uderzenia wojsk radzieckich, które klinem od Ciężkowic przez Jastrzębie, Paleśnicę szły w kierunku Zakliczyna i Czchowa.
Oddziały te szczęśliwie otrzymały moje pismo, gdyż w związku z zaporą w Rożnowie dowódcy maszerujących szpic zapytywali mieszkańców, gdzie jest komendant, BCh "Dąb", żyją jeszcze świadkowie na tę okoliczność, jak np. Orzechowski Marian "Marynowski"', Winiarski Józef "Szary", Trojanowski Józef "Pilnik", Piotr Kwaśniewski "Klon" i wielu innych, starszych ludzi w tym terenie.
Wielu kronikarzy pisze dzisiaj, na temat ochrony i uratowania zapory w sposób jakiś dziwny i zagadkowy, piszą o pracy wielu, ludzi i wielu ugrupowań, niemniej te nici i wątki się urywają, wiele jest niedomówień i sprzecznych wersji, wiele wypaczeń, i fantazji, z czego by wynikało, że to wszystko szło w jakiś cudowny sposób, jakimś dziwnym prawem natury, czy wreszcie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczność. Wbrew takim relacjom i takiemu rozumowaniu należy podkreślić, że w XX wieku takich cudów już nie ma, a że to tak wszystko "Cudownie" się układało, to musiała być jakaś siła napędowa, jakiś ośrodek dyspozycyjny, koordynujący i wykonawczy, który pozwolił, aby kółka tego mechanizmu kręciły się, we właściwym kierunku. Pragnę zapewnić, że siła taka istniała, a był nią rozkaz Inspektora "Butryma" odnośnie akcji "Mosty", sztab tej. akcji, jej wywiad, łączność, oraz grupy uderzeniowe do jej wykonania.
Różne natomiast fantazje i niedomówienia wynikają stąd, że nikt nie postarał się o zebranie dowodów rzeczowych, czy rzetelnych wiadomości. Sami zaś wykonawcy milczeli dotąd, a dlaczego, przedstawię to w końcowej części niniejszej relacji. Równocześnie nadmieniam, że nie opisałem wielu wydarzeń zbrojnych, rozpoznawczych, bojowych czy innych, często niebezpiecznych czy wręcz dramatycznych, a wiążących się z akcją "Mosty", gdyż boję się być posądzonym, o "bohaterstwo", co zresztą nie jest ważne. Ważnym jest końcowy rezultat samej akcji "Mosty".
Gdy dziś po przeszło 30 latach od tamtych wydarzeń niektórzy uczestnicy akcji dowiadują się, że "Dąb", ten zwykły informator czy łącznik, to ówczesny "Topór", dowódca oddziału, partyzanckiego z zachodniej części jeziora, i Dunajca i szef sztabu akcji "Mosty", że ten niepozornie i biednie wyglądający "Zbyszko", "Jontek", to członek sztabu, akcji, szef jej, wywiadu, łączności i dowódca grupy wewnętrznej "W", że "Wilk" dowódca placówki "Krzak", o którym się dzisiaj pisze, że w końcowej fazie nie odegrał żadnej roli., to ten nieoceniony członek sztabu akcji "Mosty", tak bogato zapisany w jej dziejach - to nawet już z tych wszystkich wymienionych tylko powodów można by powiedzieć, że była to dobra robota.
Wykonanie zaś końcowe nie stanowiło żadnych nadzwyczajnych, mrożących krew wałach wydarzeń, jak to wynika z relacji "Kosy", lecz było normalnym uderzeniem z zaskoczenia, po dokładnym rozeznaniu i przygotowaniu, jakich dziesiątki, setki i tysiące wykonywało się na partyzanckich ścieżkach w okresie hitlerowskiej okupacji.
W zakończeniu tej relacji stwierdzam z całą stanowczością i odpowiedzialnością, że akcja "Mosty" została zapoczątkowana rozkazem ppłk. Stanisława Mireckiego ps. "Butrym", Inspektora AK "Niwa" w Nowym Sączu i że akcja ta była całkowicie przygotowana i wykonana przez członków ruchu oporu z ugrupowania Armii Krajowej. Relacja ta stanowi sprostowanie publikacji dotyczącej ratowania zapory i elektrowni w Rożnowie i mostu w Kurowie rzekomo przez BCh.
Opracowanie historyczne tej akcji pozostawiam kronikarzom, czy historykom, a raczej dokumentom, które na pewno gdzieś istnieją w archiwum Inspektoratu "Niwa", lub w archiwach byłego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, skoro ja takie dokumenty posiadałem w formie rozkazów, meldunków, planów, szkiców itp. które z przyczyn ode mnie niezależnych utraciłem w 1947 r Relacja ta niech stanowi wskazówkę, aby znaleźć obiektywną prawdę dla obiektywnej historii tego epizodu, w którym może mniej są ważni sami ludzie i uczestnicy, a ważniejsze są fakty i czyny.
W tym miejscu pragnę nadmienić, że OP "Topora" nie brał udziału w zgrupowaniu 1 PSP AK, mimo posiadanego już długiego stażu partyzanckiego, właśnie z uwagi na akcję "Mosty"
W zakończeniu tej relacji należałoby może wymienić tych, którzy w akcji brali udział bezpośrednio lub pośrednio, a których zapamiętałem i którzy na to zasłużyli.
Niewątpliwie pierwsze miejsce w tym szeregu zajmować -. ppłk, Stanisław Mirecki "Butrym", który inicjując z takim wyprzedzeniem akcję "Kosy", przyczynił się w szczególności jej wcześniejszego, a przez to spokojniejszego opracowania i wykonania w najdrobniejszych nawet szczegółach.
Drugi z kolei to Władysław Kosecki "Zbyszko", szef siatki wywiadu akcji oraz łączności, zasadniczego nerwu całości, równocześnie członek sztabu akcji. "Mosty" i dowódca grupy "W".
Następny, to nieoceniony Jan Zięcina "Wilk", to sami żołnierze i uczestnicy z grupy "U", "Z" i wymienieni poprzednio. Następna grupa - to wywiadowcy czy informatorzy, łącznicy, czy w jakikolwiek inny sposób współpracujący w akcji i z nią związani jak polski dyrektor zapory inż Wacław Balcerski, to inż. Władysław Pietruszewski "Ksawer", inż. Piotr Kiżewski "Żeńkowski", mistrz Jan Wolny "Sęk", to Ks. Józef Wałek "Józwa", kpt. Franciszek Blok "Soplica" d-ca obwodu "Batuta", to Józef Lulek "Jastrząb", ppor. Henryk Chrapusta ps. "Mściwoj", to Józef Winiarski "Szary" Kazimiera Gierczyński "Czarny", Stanisław Bukowiec "Goral", to tacy ludzie jak dowódcy plutonów - Jan Gondek "Kruk" i Tadeusz Kusion "Gołąb" z placówki "Zygnunt", mgr Stefan Bednarek "Mścisław" dowódca placówki "Dolina", mjr Władysław Wójcik "Żegota" inż. Johann Hochstalek - Austriak, to "Mały Jasiu" lat 14 - wyglądający na lat 10, bystry, inteligentny i odważny, który z koszyczkiem jajek, sera, masła - szedł tam, gdzie nikt inny nie mógł dotrzeć, to Piotr Kwaśniewski "Klon", Dr Cisowski "Zaręba", dr Stanisław Dobek "Jaksa", Józef Stosur "Tomek", Jan Studziński "Jasiu", ks. Jan Góra "Stały", Zdzisław Kucharski "Bolek", to "Drzazga", "Buk", "Ciotka", "Jerzyk", "Skała", "Antek", to wreszcie granatowi policjanci poprzednio wymienieni.
Wielu nie pamiętam, wielu zostanie bezimiennymi gdyż sami nie wiedzieli i nie wiedzą do dziś dla jakiej akcji pracowali. Inni z przyczyn im wiadomych nie wyrazili zgody na ich ujawnienie.
Taki przebieg. Jaki podałem wyżej, miała akcja "Mosty" w szczególności obrona zapory wodnej w Rożnowie i mostu w Kurowie przed zniszczeniem ich przez Niemców. Wszystkie inne wersje na ten temat są po prostu kłamstwem! Echa tej akcji zostały później wykorzystane przez nieuczciwych informatorów do fałszywych publikacji.
Przyswajanie sobie tego zbrojnego czynu oddziału Armii Krajowej przez BCH jest dowodem koniunkturalnego obdzierania z zasług bratniego ugrupowania wojskowego okresu okupacji. Jest fałszem historycznym, godnym chyba potępienia. Również podstawienie osób, które na pewno zasłyszały wiele o zaporze w Rożnowie i o ocalonym moście w Kurowie oraz o tym, że "Topór" ponoć nie żyje, nie jest rzeczą ładną. W związku z tym starają się wejść w jego rolę inni, jak p. Janczyk Wojciech "Kosa". Tego nie można uznać za normalne, ale za nieuczciwe, nie mające nic wspólnego z honorem i godnością żołnierza-partyzanta. Przecież sam "Kosa" co kilka lat podaje nowe i odmienne wersje tego, czego nigdy nie dokonał, a tak usilnie pragnie przyswoić sobie ten czyn zbrojny.
Szukając przyczyn takiego postępowania, ale absolutnie go nie usprawiedliwiając, można by znaleźć trzy powody:
1. że akcja faktycznie miała miejsce,
2. że żołnierze radzieccy wkraczający w tamten teren w związku z zaporą w Rożnowie zapytywali o dowódcę oddziału partyzanckiego BCh i wreszcie,
3. że do tej pory nie ukazała się żadna relacja uczestników akcji.
....................................................................

Józef Toczek "Topór"



kopiowanie i cytowanie powyższych wspomnień bez uzyskania zgody zabronione.
wszyscy zainteresowani wykorzystaniem tego materiału proszeni są o kontak na adres: tkosecki@op.pl